O tym, że warto szukać stałego spowiednika usłyszałam dość dawno, w czasie studiów. Na jednym z wykładów, kiedy rekordy oglądalności bił talk show Ewy Drzyzgi „Rozmowy w toku”. I słowa wykładowcy niemal, jak motto: „Zobaczcie ludzie nie boją się opowiadać o bardzo często osobistych sprawach w programie, który ogląda pół Polski. A boją się iść do spowiedzi, która objęta jest tajemnicą. Szukajcie stałego spowiednika. Szukajcie takiego, który Was zrozumie. Który zrozumie Wasze dusze.”
Przyznaje, że byłam zaskoczona i to dość mocno.
To, „Szukajcie stałego spowiednika” odzywało się we mnie dość mocno. Aż po kolejnej spowiedzi u Księdza wikarego stwierdziłam: Może spróbuje poprosić o stałe spowiednictwo. Zobaczymy, co z tego wyjdzie”.
I rzeczywiście wyszło bardzo dużo dobrego.
Problem pojawił się w momencie, gdy decyzją Biskupa został przeniesiony na inną parafię. Jakoś tak to Najwyższy układał, że do tej pory byli to zawsze wikariusze. Ponieważ przyzwyczajam się do ludzi i do miejsc, niemal jak kot, to zawsze zmiana Księży posługujący w parafii jest dla mnie trudna.
I chociaż wiem, ze Ich zadaniem jest głoszenie Dobrej Nowiny to i tak się człowiek przyzwyczaja. I nie zmieni tego dekret Biskupa.
zdjęcie pochodzi ze strony: https://pixabay.com/pl/ (13.08.2020)
Co mi daje posiadanie stałego spowiednika? Chociaż to nie jest najtrafniejsze słowo w odniesieniu do człowieka. Paradoksalnie, kiedy jest stały spowiednik jest łatwiej. Dlaczego? Wie więcej, konkretniej też dzięki temu może pomóc. Szczególnie, jeśli sobie z czymś nie radzę. Albo, gdy zupełnie gubię kierunek, w którą stronę mam iść. Wtedy dobrze jest pytać o zdanie, radę. Kogoś bardziej doświadczonego. Co nie jest ( tak mi się wydaje) przynajmniej zawsze jednoznaczne z wiekiem.
Nie raz słyszałam zdanie, że, jak to stale chodzić do spowiedzi do tego samego Księdza? Będzie pamiętał moje grzechy. Tak! Właśnie po to, żeby mnie, Tobie mocą daną od Chrystusa pomógł się z nich podnieść po raz nie wiadomo, który. Drugie zdanie, które wprawiło mnie w zdziwienie, jak to spowiadać się twarzą w twarz? I co świat się od tego nie zawali. Zapewniam. Spowiadałam się kilka razy twarzą w twarz. Żyje. Podłoga się pode mną nie rozstąpiła, mam się dobrze.
Uwaga! Spowiednik w konfesjonale to też człowiek ! Tak, jak my. I też może boleć Go ząb, głowa, pokłócić się z proboszczem, czy martwić się o chorych rodziców. Jasne, że idąc do konfesjonału chciałabym, żeby Ten, który mam moc odpuszczania grzechów słuchał uważnie tego, z czym przychodzę. I potrafił pomóc. A udzielana rada, nauka, pocześnie, jak kto woli były niemal szyte na miarę. Odnoszące się do tego, co wcześniej powiedziałam, co wyszło albo, czego sama nie widziałam? Po, co ? Właśnie po to, żeby krok po kroku próbować się zmieniać. Na lepsze, bo przecież o to w spowiedzi chodzi.
Co o tym myślicie?