Z deszczu pod rynnę Ewy Niepokolczyckiej to książka oddająca głos naszym rodakom, którzy, aby poprawić sytuacje finansową swoich rodzin zdecydowali się na emigrację do Holandii.
W książce znajdziemy historię naszych rodaków o różnym poziomie wykształcenia, znajomości lub jej braku języków obcych. Są tak różnokolorowi, jak wiele jest odmian tulipanów- kwiatowego symbolu krainy wiatraków i rowerów. Ale jeśli, ktoś liczy na tylko i wyłącznie luźną i złożoną z samych jasnych kolorów opowieść to uprzedzam: tutaj tego nie znajdziecie. Dostaniecie za to opowieść o wykorzystywaniu, oszukiwaniu, traktowaniu Polaków jako tanią silę roboczą przez Holendrów.
Światełkiem w tunelu jest przynajmniej dla mnie postawa Pana Wojtka- właściciela firmy budowlanej, który nie tylko wyciąga pomocną dłoń do swoich rodaków mieszkających na obczyźnie. Daje im on nie tylko możliwość godnego zarobku, ale zwyczajnie po ludzku obchodzą go kłopoty życiowe jego pracowników. A jeśli może zawsze pomoże, choćby pytając się swojego pracownika, jak czują się jego dzieci po wypadku samochodowym, dając mu tyle dni urlopu, ile będzie potrzebował. To ta zdecydowanie bardziej słoneczna część książki.
Zdecydowanie mrocznym wątkiem jest historia Bartka, najlepszego kolegi, Piotra jednego z bohaterów książki. Ale także i samego Piotra, któremu nie uwierzyli rodzice- osoby, do których poszedł po pomoc. Nie tylko jej nie otrzymał, ale został oskarżony przez nich o zmyślanie. Mimo upływu czasu nadal czuje się winny, że jako dziecko nie umiał zrobić nic więcej, aby pomóc swojemu przyjacielowi. Przy wątku Bartka zdecydowanie popłynęły mi łzy. Nie mogę zrozumieć, jak rodzice Piotra mogli mu nie uwierzyć?
Natomiast nie zgadzam się ze zdaniem taty, Basi. Zawsze natomiast na miarę swoich możliwości będę stawać w obronie człowieka, któremu dzieje się krzywda. Zwłaszcza jeśli nim jest, mały człowiek. Jego bezpieczeństwo może być zagrożone przez przedstawicieli różnych grup zawodowych. Nie tylko księży – w tej kwestii książka jest bardzo tendencyjna. Żeby nie napisać mocniej- wpisująca się w tak ostatnio modny nurt- mówiąca, że księża stanowią zagrożenie dla dzieci. Niezależnie od tego, z jakiej grupy zawodowej, społecznej pochodzi osoba dopuszczająca się krzywdy dziecka powinna ponieść tego konsekwencje. Uogólnianie i mówienie, że wszyscy księża to zagrożenie dla dzieci jet niesprawiedliwe dla tych, którzy zostali nim z powołania.
Nie wiem czy gdybym wiedziała, że książka wpisze w nurt- księża to zagrożenie dla dzieci w ogóle, bym po nią sięgnęła. Pod koniec czytałam z przymusu.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta portalu nakapie. pl