W najbliższa niedzielę będziemy obchodzić Zesłanie Ducha Świętego. To dobry moment, żeby zadać sobie pytanie o to, jak sama do Niego podchodzę? Czy jest dla mnie tylko dodatkową Osobą do Boga Ojca i Syna Bożego? Tym trzecim, a więc mniej dla mnie znanym, odległym i Kimś, kogoś zupełnie nie znam? Kogo się może w głębi serca bałam?
Czy jest dla mnie Kimś realnie działającym w Kościele? Stale Go odnawiającym, wypełniającym Mistyczne Ciało Chrystusa, Bożą miłością i żywą obecnością? Widzę w Duchu Świętym Osobę, którą Jezus dał nie tylko apostołom, by z odwagą, radością i Jego mocą głosili Dobrą Nowinę, ale także i mnie? Na mocy chrztu świętego jesteśmy wezwani do głoszenia Dobrej Nowiny, także my świeccy.
Głoszenie Ewangelii w wydaniu świeckich wcale nie oznacza, że mam w jednej chwili rzucić wszystko i wyjechać na Antarktydę, by Eskimosom głosić Zmartwychwstałego Chrystusa. Jak zatem głosić Ewangelię tu, gdzie jestem ? I z tym wszystkim, czym zostałam obdarowana od Pana? Najprościej, jak umiem: modlitwa i widzeniem w rejestratorce, ekspedientce zmęczonego Jezusa i nie wrzeszczeć, że kolejka do kasy długa, czy termin wizyty do specjalisty za pół roku. To nie jest ich wina. Zamiast wrzeszczeć, spróbuj pożyczyć im dobrego dnia i nowego tygodnia. To jest niby niewiele, a może kogoś ponieść na duchu. Spróbuj, zapewniam, że warto.
Duch Święty to, także Paraklet- Duch Pocieszyciel, który został dany zarówno apostołom, jak i nam. Pocieszenie, jakie przynosi Duch Boży nie ma nic wspólnego z pustym, płytkim duchowym hura, które przychodzi równie szybko, co znika. Zostawiając po sobie pustkę. Pocieszenie pochodzące od Niego jest głębokie takie, które jest źródłem pokoju serca i pełnej radości. Dokładnie takie, jakiego doświadczamy czasem po spowiedzi. Pocieszenie przychodzące po spowiedzi świętej jest darem Ducha Świętego, a więc nie możemy go wypracować. To, że nie zawsze go doświadczamy wcale nie znaczy, że źle się przygotowujemy do spowiedzi. Albo co gorsza, że Pan Bóg nas nie kocha, bo to nieprawda.