Czy dzisiaj zachowanie posłuszeństwa ma jakiś sens? A może je należy odesłać do muzealnej gabloty z napisem: już nieaktualne? Bo nie ma, co się oszukiwać, że przeważają głosy z kategorii: co ci będzie ktoś dyktował, co masz robić? To twoje życie.
Oczywiście, że moje i za swoje decyzje zapłacę albo łzami albo śmiechem. Ale jeśli piszę, że przyjmę każdą decyzję władz Kościoła, jako najlepszą dla Niego to piszę tak, bo chcę tego dotrzymać. Na ile będę umiała, a nie dlatego, że to ładne sformowanie, i ładnie wygląda na papierze.
Jeśli tak to nie poproszę o zmianę decyzji w tym, co jest dla mnie trudne. A to, co jest łatwe i po mojej myśli, biorę. Jeśli mówię, że ufam to także w tym, co trudne. Wierząc jednocześnie, że w takiej, a nie innej decyzji jest głębszy sens i zamysł Opatrzności Bożej.
fotka z pixbuy
Jak powinno wygadać posłuszeństwo? Nie powinno mieć nic wspólnego z wywieraniem nacisku, presji na kogokolwiek. Ani też nadużywania władzy. Powinno wynikać z wolnej decyzji, że chcę je zachować. Dlaczego? Bo ufam temu wobec, kogo chcę posłuszeństwa dotrzymać.
„Jak piszę św. Faustyna:” Szatan może się okryć nawet płaszczem pokory, ale płaszcza posłuszeństwa nie umie na siebie nacisnąć”za: Gość Niedzielny nr5 2023.
Kiedy wiem, że moje zaufanie nie zostało zawiedzione, ani wykorzystane to mi wystarczy. A tym bardziej, jeśli widzę konkretne owoce roztropnego ( wiem archaizm), mądrego prowadzenia to moja odpowiedz jest na, tak. Ważnym przynajmniej dla mnie składnikiem jest zachowanie wolności osoby, której towarzyszy się w rozeznaniu. Bez żadnego sugerowania, co do wyboru konkretnej ścieżki. Za to z ogromną otwartością do rozwiewania pytań i wątpliwości, kiedy takie się pojawiły.
Wiem tylko tyle, że warto podjąć próbę zachowania posłuszeństwa. Nawet, jeśli nie raz będzie to oznaczało wypalenie w ogniu, jak złoto. To przecież, kiedy czas próby mnie jest ono mocniejsze. Nie tracę nic, a zyskać mogę wiele.