Czasami zwykłe na pozór, luźno rzucone zdanie potrafi nie dawać spokoju. Krąż w myśli, niestety (a może właśnie stety?) nawet, na Maszy Świętej. A przynajmniej u mnie tak często, jest. Tym razem jak natrętna mucha powracało do mnie zdanie, czy raczej twierdzenie, że niedziela i idę do kościoła.
Muszę inaczej się uduszę. A raczej nie muszę, ale chcę. A duszę się z braku duchowego tlenu. Bo tym właśnie dla mnie jest dla mnie każda Msza Święta. Miejscem przestrzenią, gdzie łapie duchowy tlen, konieczny do oddychania. I to właśnie Eucharystia daje mi wszystkie potrzebne siły i łaski. Ponieważ, gdzieś muszę odpocząć najlepiej, przed Panem Jezusem.
pixbay
Stwierdzenie o pójściu na Mszę skłania do postawienia sobie pytania o powód, dla którego na Niej, jestem.Moja rutyna, przyzwyczajenie, czy coś głębszego ? Popadnięcia w rutynę to dość mocno się obawiam.
Mocno powracają do mnie słowa z Mszy pierwszokomunijnej, że każda Msza jest dla nas zaproszeniem od Pana Jezusa. I, że On na nas czeka. Dla mnie tyle wystarczy.
A jak jest z Tobą czytelniku ?