Kiedy nocą przychodzi wena, powstają takie rozkminy. Do porannej kawy, może w przerwie od lektury książki lub sobotniego sprzątania ? Kto jest chętny, niech śmiało zerknie. Będzie mi miło, jeśli zostawicie kilka słów komentarza. Dobrej soboty ;):).
I jest sporo prawdy w tytule tego wpisu, bo ile łatwiej jest tę pomoc dać niż ją przyjąć? I chociaż nie mam na imię Zosia to czysto łapię się na myśli, że wolę sama, coś zrobić niż kogoś prosić o pomoc. Wyjątkiem są osoby, którym ufam i wiem, że udzielona pomoc jest z dobrego ❤ i nigdy nie zostanie mi wspomniana. I zawsze, kiedy będę za nią dziękować usłyszę: mogłem i chciałem tak pomóc albo trzeba sobie pomagać, darowane dobro puść dalej.
Skąd zatem tak trudno mi pomoc przyjąć? Może właśnie dlatego, że kilka razy została mi ona wspomniana? I teraz bardzo często zapala mi się czerwona lampka z ostrzeżeniem uważaj? I chociaż nie mierzy się wszystkich jedną miarą to te trudne doświadczenia spowodowały, że teraz jestem ostrożna. Nawet do osób, które nigdy mojego zaufania nie zawiodły. A ponieważ wszystko przeżywam mocniej ( co dopiero uczę się obsługiwać) to takie sytuacje na długo we mnie zostają.
Krok po kroku uczę się darowizna pomoc przyjmować, próbując przy tym za bardzo nie słuchać głosu, który każe mi być ostrożna i uważać. Chyba, że są to podszepty intuicji, bo ona, jak na razie mnie nie zawiodła.
fotka z pixbay