Nie wiem, czy z moim kościołem parafialnym bardziej i mocniej wiąże mnie chrzest. A jeśli tak to zanurzenie w śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Czy jest to bardziej przyzwyczajenie, poczucia bezpieczeństwa, znajomość miejsca?
Pewnie po trochu jedno i drugie.
Chociaż nie wiem, czego jest więcej.
I chociaż Bóg jest wszędzie Jeden to w swojej parafii, chociaż o krok mi do Niego bliżej. Ale, jeśli jest to tylko przyzwyczajenie do miejsca to nie widzę w tym nic złego. Jasne jest, że takie trudne doświadczenia, jak Msza pogrzebowa Mamy, chodź trochę łatwiej jest znieść w miejscu, które zna się od dziecka. Gdzie się dorastało i zna się każdą nierówność podłogi. I te może z pozoru błahe rzeczy sprawują,że zwyczajnie po ludzku w niewielkim stopniu człowiekowi lżej.
I dlatego decyzja o tym, żeby pożegnanie mojej Mamy po tej stronie było poza Jej i moją parafią była dla mnie trudna. I nie była moją decyzją.
Ale kościół parafialny bez wątpienia jest dla mnie drugim domem, bezpiecznym portem, do którego mogę wrócić nawet po największym sztormie i najbardziej gwałtowniej burzy w moim życiu. Zupełnie, jak jesienna chusta, która mnie otula swoim ciepłem i delikatnością. Sprawiając, że czuje się bezpiecznie. Chociaż wiem, jak to patetycznie zabrzmiało. Ale tak to czuje nie tylko teraz.
Dlatego Msza z racji imienin Mamy będzie już w naszej parafii.