Od dłuższego czasu czuje się w Kościele, jak jemioła. Dlaczego przyszło mi do głowy porównanie z pasożytem? Bo jemioła, żeby mogła funkcjonować wysysa wszystkie życiodajne substancje od rośliny głównej. I tak jest ze mną. Bo przecież wszystkie siły czerpię od Niego.
To znaczy,że nieustanie biorę. Od Chleba Eucharystycznego począwszy przez sakrament konfesjonału, adoracje Najświętszego Sakramentu. Z tego czerpię.
Pytanie, czy coś daję? I tu widzę, nierówność proporcji. To, co daję jest nie wystarczające, niewielkie w porównaniu z tym, co dostaje.
Bo, co mogę dać? Moją modlitwę, z nadzieją,że zostanie wysłuchana. Ale też z obawą,żeby nie wpaść w rutynę, kiedy ją odmawiam. Jak rozumiem rutynę? Jako klepanie pacierza. Albo jeszcze gorzej myślenie magiczne: pomodlę się i Bóg rozwiąże problem tak, jak chcę. Rozwiązanie problemu, czy sprawy, jakie ma dla mnie, Bóg może odbiegać od tego, czego bym chciała. Ne raz myślałam: Nie o to prosiłam, nie tak miało być. Ale skoro jest inaczej to dasz potrzebne siły i łaski. Do tego, czego Ty chcesz. Co nie oznacza,że wszystko przyjmowałam bez pytania. Tych mam cała masę.
zdjęcie pochodzi ze strony: https://pixabay.com/pl/ (dostęp 29.06.2021.)
Uczestnictwo we Mszy Świętej. Przyznaje trochę się wczoraj słuchając ogłoszeń parafialnych wzdrygnęłam słysząc o decyzji Episkopatu, co do zniesienia dyspensy, co do uczestnictwa w niedzielnych i świątecznych Mszach. I żeby była jasność samej decyzji przyklaskuje. Tylko mi coś zgrzyta wewnętrznie, kiedy słyszę określenie obowiązek w odniesieniu do Eucharystii. Może to wynika ze złych skojarzeń, co do obowiązków. Zadania, rzeczy, które muszę zrobić. Czyli, coś co muszę odhaczyć z listy zadań do zrobienia. I tu widzę niebezpieczeństwo postrzegania Mszy, jako kolejnego zadania z listy. Inaczej brzmi: Uczestnictwo we Mszy Świętej jest łaską. Chociaż może czepiam się słówek? Jest darem, bo jak pokazała pandemia wcale nie jest takie oczywiste.
To, co dostaje jest o wiele większe niż to daje. Sama z siebie to mogę sobie nagwizdać. Może nie umiem tego przyjąć,że Jezus tak zwyczajnie, bezwarunkowo chce mi to wszytko dać? I wciąż jestem w głębokim szoku,że tak jest. I zadaję to samo pytanie: Ale, jak to ? Chcesz mi to wszytko dać ? Już nie wiem, który raz. Bo, co jakiś czas powraca, jak bumerang myśl, że: „Nie zasługuje na tyle dobra.