Od dłuższego czasu czuję, że jestem głodna,ale nie tak fizycznie z braku pokarmu tego zwykłego. Głodna Chleba Eucharystycznego. Dlaczego? Przecież Kościół zamknięty nie jest. Dyspensa od Mszy niedzielnych i świątecznych nie jest na zasadzie, że muszę. Skąd w takim razie to ciągnięcie, chociaż to nie jest chyba dobre słowo. Bo kojarzy się z działaniem na silę, wbrew komuś. Bardziej odpowiednie będzie chyba sformułowanie, że jest to najcichszy szept: „Idż”. Nie burzy mojego wewnętrznego spokoju w żaden sposób. Wręcz przeciwnie Chleb Eucharystyczny jest jego źródłem. Przynajmniej dla mnie.
Chociaż jest, gdzieś we mnie obawa, żeby nie traktować Go, jak magicznej witaminy. Dzięki, której wszystkie problemy znikną, bo wtedy to będzie myślenie magiczne. Problemy i kłopoty nie znikną za sprawą Chleba Eucharystycznego. Byłoby to zbyt proste. Daję On natomiast siłę do ich rozwiązywania. Zdecydowanie łatwiej, dzięki Niemu szukać w nich Jego obecności. Obok tego,że mogę traktować Chleb Eucharystyczny,jak witaminę na kłopoty obawiam jeszcze jednej rzeczy. Tego, żeby nie być na Niego zachłanną, bo mi Go będzie mało. Chociaż dotąd tak nie było. Nie czułam, żeby mi Chleba Eucharystycznego było mało. Tym bardziej nie wiem skąd to poczucie, że jestem głodna w taki sposób?
zdjęcie pochodzi ze strony: https://pixabay.com/pl/ (dostęp 04.01.2021)
Chyba, że jest to odpowiedz z Góry na mój sprzeciw wobec stwierdzenia, że przecież Mszę to mam w telewizji. Mam jasne, że tak. Tylko na szczęście jeszcze Komunii nie ma przez telewizję. Kazanie powiedzmy sobie szczerze może być różne. Inne zostają na zawsze, porywają. Na niektórych siedzi się, jak na przysłowiowym tureckim kazaniu. Nie zapominajmy, że przecież Ksiądz też człowiek i może mieć zwyczajnie gorszy dzień.
Może na znalezienie odpowiedzi powinnam cierpliwe poczekać?