Czekając na wybór nowego metropolity w „mojej” archidiecezji z dużym rozbawieniem i chyba jeszcze większą ciekawością przyglądałam się medialnym spekulacja, kto nim zostanie. A także giełdzie nazwisk, która dość szybko ruszyła. Co mnie najbardziej w tych przewidywaniach tak samo prawdziwych, jak wróżenie z fusów bawiło?
To, że one są tak samo prawdziwe, jak wróżenie ze szklanej kuli. A różnej maści eksperci czuli się na tyle kompetentni, by snuć swoje domysły: w którą stronę pójdzie warszawska część Kościoła? O tym, czego najbardziej potrzebuje moja archidiecezja to najlepiej wie Duch Święty.
I być może dla wielu będzie to naiwne myślenie, ale ufam bardzo mocno, że idąc za światłem Ducha Świętego, Papież Franciszek dokonał najlepszego wyboru powołując na metropolitę właśnie tego konkretnego człowieka.
I za to, że działania Ducha Świętego nie da się w żaden sposób przewidzieć, wcisnąć w żadne ramki niech Jezusowi Miłosiernemu, jak i za wszystko niech będą dzięki.
Dużo jest prawdy w zdaniu wypowiedzianym przez Jana Marię Vianneja: „Mamy takich kapłanów, jakich sobie wymodlimy”.