Wielu ludzi szczególnie tych, którzy przygląda się z boku osobie, która zdecydowała się odpowiedzieć na tajemnicę powołania, by służyć Bogu i Jego, Kościołowi (a można to robić na wiele różnych sposobów: będąc żoną, mamą, siostrą zakonną, nauczycielką, organistą, przedszkolanką, księdzem, czy bibliotekarką.), błędnie uważa, że taki człowiek nie ma kryzysów, wątpliwości, czy rozterek. Pewność nie do ruszenia, niczym beton. Jest pewność, ale Tego, komu się odpowiada na wezwanie: „Pójdź za Mną”, bo Dobry Pasterz nie zawiedzie nigdy. Tak jak nie zostawi Swoich owiec szczególnie, tych poranionych, chorych, zabłąkanych. On będzie ich szukał do skutku, aż znajdzie, opatrzy z całą Swoją miłością i delikatnością. I przyprowadzi do pozostałych.
Kryzysu nieraz doświadczy ten, który został przez Dobrego Pasterza powołany. Taki paradoks tajemnicy powołania: ten, kto odpowiedział na Jezusowe wezwanie nie jest pewien. Czego? Samego siebie, bo coraz więcej widzi własnej słabości, braków, grzeszności. I tego, że nie dorasta do swojego Mistrza.
Czy jest na kryzys jakaś cudowna recepta, złoty środek? Nie ma, bo ilu ludzi tyle metod na to, żeby sobie z kryzysem poradzić.
Mogę tylko napisać o tym, co „działa” w moim przypadku. Zawsze, kiedy mam kryzys. Przede wszystkim trzeba być świadomą, że czy wcześniej, czy później, ale on się pojawi. I nie panikować, i chociaż to nie jest wcale łatwe spróbować, spojrzeć na niego, jak na szansę na umocnienie się. Jak złoto jest próbowane w ogniu, tak dusza ćwiczy się w walce duchowej.
Co nie znaczy, że czas kryzysu witam z wielką radością taką, że prawie na jego cześć urządzam imprezę stulecia. Nic z tych rzeczy, raczej próbuję go zaakceptować, że jest. Mam też kilka duchowych kotwic, które nie pozwalają mi na to, żeby poddać się, gdy na duchowym morzu wielki sztorm. Pierwszą kotwicą jest jak najczęstszy udział we Mszy Świętej, bo wiadomo nie od dziś, że żyjesz tym, czym się karmisz. Drugą kotwicą jest sakrament spowiedzi. I jeśli klękam u kratek konfesjonału to nie znaczy, to jeszcze, że mam na sumieniu ciężką zbrodnie. Chociaż jak każdemu zdarza mi się upaść raz bardziej, raz mniej. Często jednak obok odpuszczenia grzechów w sakramencie pokuty i pojednania, szukam umocnienia w tych przestrzeniach, gdzie po ludzku jestem bez radna. I nie mam siły. Trzecią kotwicą duchową jest prośba o modlitwę zaufane osoby, przy czym najczęściej nie mówię ani, nie piszę o szczegółach. Czwartą i ostatnią duchową kotwicą, co wcale nie znaczy, że mniej ważną jest rozmowa z kierownikiem duchowym, chociaż sama wolę określenie jakiego użyła Święta Faustyna, towarzysz duszy. Kierownik może nie słusznie kojarzy mi się z kimś, kto podejmuje decyzje za mnie lub próbuje wywrzeć na mnie presje. A od takiego uciekać i to jak najszybciej, bo zrobi wtedy więcej szkody niż przyniesie duszy pożytku.
Kryzys jest także częścią rzeczywistości duchowej. I nie ma, co wtedy panikować. To, co wiem ze swojego doświadczenia to bez wątpienia pierwszą Osobą przez duże O, do które powinnam z nim iść jest Jezus. Potem stały spowiednik, towarzysz duszy i tyle wystarczy. Także tutaj sprawdzi się dobra zasada, że im mniej osób wie o jego szczegółach tym lepiej.