Pragnienie serca, żeby pobyć w ciszy z Panem Jezusem w Najświętszym Sakramencie doszła do głosu już w pierwszy dzień Nowego Roku. Co sprawiło, że z głębi serca mogło dojść do głosu? Dwie „rzeczy: kazanie wygłoszone 1 stycznia przypominające znaczenie błogosławieństwa. Nie tylko tego jakie otrzymujemy na zakończenie Mszy Świętej. Ale także te, które możemy dawać innym i o nie prosić.
Sama idąc za radą jednej z sióstr zakonnych przed rozpoczęciem rekolekcji proszę spowiednika o błogosławieństwo na ten święty czas. Kiedy już jestem na miejscu ono do mnie wraca jako umocnienie, przypomnienie o szczególnej bliskość i obecności Jezusa w tym ważnym dla mnie czasie. Tym razem wróciło do mnie błogosławieństwo jakie otrzymałam przed rekolekcjami za klauzura u Sióstr Wizytek: „Niech to będzie czas nasycenia się Bożą bliskością i obecnością”.
I rzeczywiście ten czas był takim, czasem. Dlaczego słowa błogosławieństwa do mnie wróciły tym razem? Niestety tuż przed Świętami Bożego Narodzenia okazało się, że mam końcówkę covida. A tuż po świętach w Niepokalanowie rozpoczynały się rekolekcje w milczeniu i adoracji Najświętszego Sakramentu, na które bardzo czekałam. Jednak uznałam, że nie mogę ryzykować swoim zdrowiem. I chociaż była to dla mnie trudna decyzja to zrezygnowałam z nich. Wiele razy doświadczyłam, że jeśli Pan Bóg każe mi na coś czekać da mi tego więcej. Jestem głęboko przekonana, że bardzo trudne i bolesne doświadczenie, przed którym stanęłam na początku listopada w ubiegłym roku byłam w stanie przejść na większą chwałę Bożą tylko dzięki trzem „rzeczą: 'modlitwie osób, którym ufam, lekarz i pozostałemu personelowi medycznemu jedynego z warszawskich szpitali i znakowi krzyża, który w geście błogosławieństwa zrobiła mi na czole zaprzyjaźniona ze mną siostra zakonna. Może w Nowym Roku warto bardziej docenić błogosławieństwo? I nie bój nie o nie prosić. Ani go przyjmować.