Kościół otulony w mroku. Bo nad tabernakulum płonie tylko wieczna lampka, która zaprasza, aby pobyć w ciszy z Panem. To czas, który pozwoli zatrzymać się w biegu. Szczególnie tym przed świąteczny. Nawet, jeśli zwyczajnie dopuścimy do naszego serca, milczenie. I spróbujemy bardziej słuchać niż mówić. A może zwyczajnie być? I cieszyć się Jego obecnością?
Może odkryjemy, jak to jest u mnie ostatnio, że próbuje się modlić fragmentem psalmu z poprzedniego dnia? I przyznam się odkrywam, że to jest, to.
Ale też prawda jest to, że nie z każdym umiem się modlić. Jeśli tak jest to znaczny, że do tego konkretnego człowieka mam zaufanie. Przecież chodzi tutaj o bycie w obecności Stwórcy. O przestrzeń mojego serca. Nie z każdym się nią dzielę. W czasie Bożego Narodzenia jedna z osób zwróciła się do mnie z prośbą o wspólną modlitwę różańcowa. Jednak wiedziałam, że nie będę mogła tego zrobić. Dlaczego? Po pierwsze, dlatego, że jej nie ufam. Po drugie nie czuje się przy niej bezpieczna na poziomie serca.
fotka z pixbay
Modlić się, bo wypada, czy co gorsza powinnam? Jeśli, coś jest wymuszone to jest nieprawdziwe. Na wszelkie przejawy wywierania nacisku, presji powiem nie. Niezależnie, czego on będzie dotyczył.
A jeśli miałabym bezmyślnie klepać zdrowaśki to lepiej takiej modlitwy niezaczynać.
Niezależnie jednak od tego, czy nasza modlitwa ma formę milczenia, powtarzania w myśli fragmentu psalmu, czy jeszcze inną to najważniejsze jest to, że ona po prostu, jest.
Niech nasza modlitwa będzie taka jak prowadzi nas Duch Święty.